Powszechnie rozpoznawane jako główne składniki świątecznych deserów, takich jak makowiec, keks czy kutia, bakalie dla wielu z nas stają się integralnym elementem kulinarnym dopiero podczas okresu Bożego Narodzenia. Nazwa „bakalie” ma korzenie w tureckim słowie „bakkal”, które tłumaczy się na kupca – co jest odpowiednie, biorąc pod uwagę, że to właśnie handlarze z Bliskiego Wschodu przyczynili się do ich popularności, sprowadzając te suszone owoce jako egzotyczne przysmaki.
W literaturze, scena z „Pana Wołodyjowskiego” autorstwa Henryka Sienkiewicza prezentuje małego rycerza ofiarowującego pannie Basi „zacne bakalijki”, które miały sprawić jej słodycz. Bakalie, jako egzotyczne smakołyki, pojawiły się w tej części Europy prawdopodobnie na przełomie XV i XVI wieku, natychmiast zdobywając serca arystokracji zachwyconej słodkościami. Suszone owoce były jednak już wcześniej cenione – nawet 2000 lat p.n.e. Mezopotamijczycy doceniali je nie tylko za smak i wartość odżywczą, ale także za łatwość przechowywania.
Z czasem popularność suszonych owoców rozszerzyła się na obszar Izraela, Egiptu i basenu Morza Śródziemnego – generalnie wszędzie tam, gdzie rosną owoce tropikalne bogate w cukier i gdzie klimat sprzyja suszeniu ich na słońcu. Rzymianie byli tak wielkimi miłośnikami rodzynek, że przez pewien czas używali ich nawet jako waluty.